Cezary Krysztopa Cezary Krysztopa
5922
BLOG

P. Janinie Jankowskiej: Krzywda „resortowych dzieci”

Cezary Krysztopa Cezary Krysztopa Polityka Obserwuj notkę 201

resortowe dzieci 1

Z góry zaznaczam, że „Resortowe dzieci” znam tylko z omówień, miałem nadzieję, że dostanę książkę na gwiazdkę, ale nie dostałem i kupię po Świętach:). Z uwagą jednak śledzę dyskusję jaka się wokół książki toczy, a szczególnie ten jej wątek, który jest prowadzony przez Janinę Jankowską i Dorotę Kanię na salonie24 (Janina Jankowska: „Jak rozmawiać?”, Dorota Kania: „W odpowiedzi red. Janinie Jankowskiej”, Janina Jankowska: „W odpowiedzi red. Dorocie Kani”). Dyskusja formalnie dotyczy książki, mam jednak wrażenie, że daleko poza książkę wykracza dotykając szerszych problemów lustracji i dekomunizacji. Dlatego, pomimo tego, że jeszcze jej nie przeczytałem, pozwolę sobie zabrać w niej głos.

Generalnie Janina Jankowska zarzuca autorom książki brak niuansowania sytuacji różnych ludzi zmuszonych, bądź zachęconych do współpracy z SB oraz, jeśli dobrze zrozumiałem, przypisywanie dzieciom win rodziców. Jedno i drugie może prowadzić według pani redaktor, do krzywdy konkretnych ludzi. Na co Dorota Kania odpowiada cytując dokumenty, które jako żywo mamy prawo znać, że jako współautorka (z Jerzym Targalskim i Maciejem Maroszem) „Resortowych dzieci” nie zakłamuje rzeczywistości, tylko przywraca właściwy jej odbiór opinii publicznej.

Bardzo lubię red. Janinę Jankowską, jest człowiekiem tyleż sympatycznym co poczciwym. wydaje mi się jednak, że ta jej poczciwość, każąca ująć się za red. Kurczab-Redlich, jako człowiekiem przez poprzedni system skrzywdzonym, poczciwość po ludzku chwalebna, przesłania jej systemowy aspekt masowości uwikłania ludzi tzw. mainstreamu w ustrój „słusznie miniony”. Ja również życzę pani redaktor Kurczab-Redlich aby jej proces autolustracyjny zakończył się po jej myśli, ale…

Jeśli dobrze rozumiem książka jest bogato udokumentowana, jeśli ktoś po jej lekturze życzy sobie nadal wierzyć w czystość intencji ludzi takich jak Żakowski, Olejnik czy Lis, choćby w kwestii lustracji, to ma do tego pełne prawo, ale nie ma najmniejszego powodu żeby jako obywatelowi, suwerenowi władzy, odmawiać mu w tej sprawie WIEDZY. Każdy z przypadków „resortowych dzieci” z osobna owszem, od biedy można rozpatrywać wyłącznie w aspekcie życiowego dramatu człowieka złamanego. Od biedy, ponieważ WARTO BY  pamiętać również o dramatach ludzi, złamanych przez donosicieli. Złamanych i bez winy. Również w przypadku każdego z osobna, potomków komunistycznych oprawców i aparatczyków, pociotków, zięciów, pasierbów i innych, można jak najbardziej poprzestać na stwierdzeniu: „Cóż, nie wybierali sobie rodziców” (choć akurat teściów mogli). OK, bądźmy wielkoduszni. Problem zaczyna się wtedy kiedy okazuje się, że uwikłanie w poprzedni system, nie jakieś szeregowe, tylko nomenklaturowe, jest problemem powszechnym.

I nie mówimy tutaj o ludziach, którzy postanowili w cichości dożyć końca dni, mówimy tu o ludziach aktywnych publicznie, ba z punktu widzenia państwa, uczestniczących we władzy, tym bardziej, że przecież mocno, choć nieformalnie, z obecną, rządzącą od 2007 roku władzą zblatowanych. Mówimy również o ludziach takich jak Jacek Żakowski, rzucający oskarżenia (o tempora, o mores!) o agenturalność w kierunku Antoniego Macierewicza. Mówimy wreszcie o ludziach, którzy od 20 lat aspirują do roli medialnych demiurgów dysponujących narzędziami implantacji „tego co należy myśleć” bezpośrednio w ciało opinii publicznej.

I tutaj dochodzimy do clou sprawy, ponieważ informacja na temat przeszłości „dzieci resortowych”, biorąc pod uwagę powszechność ich różnego rodzaju związków z poprzednim systemem traci tu swój aspekt prywatny, związany być może z prywatną krzywdą, a nabiera aspektu systemowego, państwowego wręcz. W dodatku stawia się nas w obliczu moralnego szantażu: „Jeśli będziesz stawiał pytania o przeszłość naszego Środowiska mogą ucierpieć niewinni lub prawie niewinni, w każdym razie mniej winni od nas”.

W tym przypadku jestem zdania, że z terrorystami lepiej nie negocjować. I jeśli poważnie traktujemy demokrację i wyborców, którzy państwu w swojej zbiorowej mądrości nadają kształty, to nie tyle musimy się pogodzić z tym, że czasem ma to również przykre konsekwencje, co MAMY OBOWIĄZEK udzielić ogółowi wyborców informacji koniecznych do podjęcia właściwego wyboru przy wyborczej urnie.

„Resortowe dzieci” są taką niezbędną informacją. Jako obywatel i wyborca, żądam kolejnych.

tekst opublikowany również tutaj

>>> Wypromuj również swoją stronę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka