Według komunikatu na stronie Naczelnej Prokuratury Wojskowej ma się dziś odbyć konferencja prasowa poświęcona przedstawieniu aktualnego stanu śledztwa dotyczącego katastrofy samolotu Tu-154 M nr 101, zaistniałej w dniu 10 kwietnia 2010 r., ze szczególnym uwzględnieniem wyników badań próbek zabezpieczonych na przełomie września i października 2012 r. w Smoleńsku. Zapewne będzie ciekawym doświadczeniem, nie mam jednak specjalnych złudzeń co do tego, że będzie służyła bardziej zaciemnianiu stanu rzeczy niż jego rozjaśnieniu.
Po tym jakiego cyrku byliśmy świadkami przy okazji komunikowania przez NPW wykrycia śladów wędliny i pasty do butów przez profesjonalne detektory służące do wykrywania materiałów wybuchowych na szczątkach wraku TU-154 M trudno pokładać w prokuratorach jakiekolwiek zaufanie w tym zakresie.
Być może więc usłyszymy dzisiaj, że nie było żadnego trotylu, a specjalistyczne urzadzenia używane na całym świecie są w istocie, jako wykrywające perfumy i kanapki z mięsem, zupełnie bezużyteczne. Być może usłyszymy, że to trotyl (a pamiętać trzeba o doniesieniach, ze urządzenia wykryły również ślady bardziej nowoczesnych materiałów wybuchowych) z drugiej wojny światowej, resztki trotylu z mundurów żołnierzy, którzy latali tupolewem do Afganistanu lub, że tupolewy budowano z trotylu, oktogenu i heksogenu.
Wszystko to będzie wyglądało szczególnie groteskowo w świetle badań jakie zlecił w Stanach Zjednoczonych Stanisław Zagrodzki (pasa bezpieczeństwa swojej nieżyjącej kuzynki Ewy Bączkowskiej), a które wykazały nie tylko obecność materiałów wybuchowych, ale również produktów ich eksplozji.
Istnieje również niewielkie prawdopodobieństwo, że prokuratorzy powiedzą prawdę. W końcu gdzieś pośród nich jest również informator (lub informatorzy) Cezarego Gmyza, dzięki któremu powstał słynny artykuł "Trotyl na wraku tupolewa". Wydaje mi się to jednak mało prawdopodobne. Jeśli się czegokolwiek w tej kwestii dowiemy to raczej nie wczesniej niż wtedy kiedy Platforma Obywatelska wraz z przybocznymi i lizusami, utracą władzę
