"Państwo zdało egzamin", "ciszej nad tą trumną", "teorie spiskowe", "drzwi od stodoły", "polski bałagan - rosyjski bardak", "doskonała współpraca" i "hahahahaha". To zwyczajowe argumenty, którymi zbywa się wszelkie wątpliwości dotyczące śledztwa w/s katastrofy smoleńskiej. Większość zamyka w tej sprawie oczy i uszy i chowa się pod ciepłą kołderkę "oficjalnej wersji" i mocno zaciskając powieki i głośno powtarzając "blablablabla" udaje, że potwory nie istnieją.
Z mniej lub bardziej oficjalnych doniesień wynika, że ciała ofiar katastrofy zostały przemieszane niczym w upiornej wersji gry w trzy kubki. Pomijam cywilizacyjny aspekt takiego losowania, ale jeśli "kopiący ponad metr w głąb i badający wnikliwie każdy szczątek" Rosjanie pomylili się w kwestii tak fundamentalnej to w jakim świetle stawia to resztę "dowodów"? A przecież nasze śledztwo oparte było nie na dowodach tylko na rosyjskich dokumentach z ich badania. W jakim świetle stawia to władzę, która robi wszystko żeby zmniejszyć transparentność śledztwa?
Jak donosi portal Obserwator.com w kwietniu tego roku wykonano w USA pewien eksperyment. Rozbito naszpikowany aparatura badawczą samolot Boeing 727- pierwowzór TU-154. W warunkach podobnych do tych w jakich znajdował się smoleński lot tuż przed katastrofą. Samolot nie rozleciał się na tysiące części, pękł na dwie, "ciała" manekinów nie "odniosły" tak potwornych obrażeń a część z nich "przeżyła". Brytyjska telewizja Channel 4 wyemituje program poświęcony eksperymentowi za jakiś miesiąc. Będziecie musieli głośniej powtarzać "blablablabla". Sam się zastanawiam czy nie zacząć, ponieważ przerażające wnioski mogą mnie przerosnąć.
Komentarze