Biedny Pan Premier nie miał z kim przegrać. No bo miał krawat, modne buty, zawsze zawiązane sznurowadła no i, co najważniejsze, nie był Kaczyńskim. Dziecko szczęścia. Zagranica kochała, opozycja grała do własnej bramki a Naród i tak nie miał innego wyjścia. Można robić wszystko. Albo nic.
No to umyślił sobie Pan Premier z Wierną Drużyną że nie będzie robić nic ale mówić będzie o wszystkim. O przyjęciu euro, o kastracji pedofili, o przyjaznym państwie, okienku i panienkach. Działało, kurcze, jak działało. Można się było w pełni oddać ulubionej rozrywce czyli pluciu na siebie na zmianę z opozycją. Podstepne Nuda z Pychą podpowiedziały jednak Premierowi i jego wiernej Drużynie, że może by jednak coś zrobić. W związku z czym zaczęto mówić o zwalnianiu urzędników. Po czym zatrudniono kilkadziesiąt tysięcy nowych za pieniądze z emerytur i podniesionych dla jaj podatków.
Zabawa po pachy. Ale po jakimś czasie okazało się że Naród czegoś nie teges. Niby ciągle nie ma wyjścia a jakiś taki zdenerwowany i jakby coraz więcej w nim determinacji. Przyszedł czas na podjęcie środków zaradczych. Czyli chłopaki muszą zintensyfikować plucie a Premier, panie tego, pojedzie w Dolomity i jak wróci wszystko ma chodzić jak w zegareczku. Jasne?
Ktoś się zdziwi. Zakład?