Nie cierpię zimy. Dziwię się ludziom którzy z zimy wynoszą jakies przyjemności. Zimą jest zimno, zimą jest ciemno a w najlepszym wypadku szaro i mokro. Zimą nie ma życia. Zimą życie śpi lub umiera zamarznięte. Zimę najlepiej oglądać z okna ciepłego domu, ostatecznie w telewizji.
Odnoszę też wrażenie, ze zima przenika mi przez skórę i zmienia mnie od srodka. Staję się wolniejszy, mniej energiczny, ospały. Zarażam się od zimy białą niekończącą się depresyjną pustką w której hulają białe, martwe płatki resztek jesiennych myśli, w której muszę grzęznąć po kolana w zaspach rzeczy które powinienem był zrobić.
I tylko jedno trzyma mnie przy życiu. Kiedy wychodzę w dresie do lasu pobiegać i przy okazji pokazać zimie wielkiego gorącego wała. Na szczęście to już jutro.